środa, 7 listopada 2012

PROLOG

             Pewnego dnia do domu na przedmieściach New Yorku zapukał młody mężczyzna.
Był to dobrze zbudowany blondyn o bardzo wyrazistych rysach twarzy. Nad lewym okiem miał bliznę, która przeszywała mu pół czoła. Ubrany był w białą koszulę, ciemne spodnie i długi skórzany płaszcz. Po chwili drzwi otworzyła mu piękna wysoka kobieta:
-Dzień dobry - powiedziała.
-Witam. Czy zastałem męża? - odrzekł nieznajomy.
-Nie, ale powinien się zjawić lada chwila.
-Dobrze, poczekam. Mogę wejść?
-Proszę.
Gdy kobieta zamknęła drzwi poczuła ogromny ból z tyłu głowy. Padła na ziemie, a świat przed jej oczami pociemniał. Jedyne co zdążyła zobaczyć to buty mężczyzny, którego wpuściła.....
Obudziła się związana i zakneblowana, przed nią siedział tajemniczy napastnik.
-Spokojnie nie skrzywdzę cię, a przynajmniej jeszcze nie.
Mężczyzna miał w ręce pistolet. Nagle drzwi się otworzyły i staną w nich jej mąż. Był to wysoki mężczyzna pracujący jako policjant New Yorku. Nie zauważył co się dzieje. Jak gdyby nigdy nic zamknął za sobą drzwi, zdjął kurtkę i wszedł do salonu, gdy ujrzał swoją żonę związaną, sięgną po broń. Zaczął nasłuchiwać kroków napastnika...
Nagle usłyszał za sobą dźwięk przeładowywanego pistoletu. Obejrzał się i ujrzał wycelowaną w niego lufę, za którą stał człowiek z blizną.
-Rzuć to. Albo twoja żona zginie. JUŻ!!! - powiedział wskazując na panią domu.
Mężczyzna związał go tak jak żonę.
Siedząc tak patrzyli jak napastnik przeszukuje dom. Poszedł na górę i po chwili wrócił z ich 3 letnim synkiem Ravenem.... Wyniósł go na dwór i zostawił w swoim wozie. Był to czarny pikap. Następnie wrócił i zdjął im chusty z ust:
-Proszę nie zabieraj nam syna!- krzyknęli równocześnie, w ich głosie słychać było rozpacz i strach.
-On nie jest waszym synem! Adoptowaliście go 2 lata temu!
Oboje byli zszokowani wiedzą tego człowieka, przecież nikomu nie mówili, że mają adoptowane dziecko.
-Co zamierzasz z nim zrobić, ty sukinsynu?
-Będzie wyszkolony do robienia tego do czego jest stworzony. - Odpowiedział mężczyzna z dziwnym uśmiechem na twarzy.
-Czyli?
-Będzie polowała na ludzi.
-Jesteś chory! - powiedział ojciec Ravena. ta sytuacja wyraźnie zaczynała go przerażać.
-Nie prawda, to wasz rodzaj jest chory! powinniście gnić w piekle a nie władać ziemią.
W jego oczach zabłysnęła żądza mordu. Nagle rzucił się na nich jak lew na zdobycz. Wyciągną z kieszeni zakrzywiony nóż myśliwski i powoli zaczął rozcinać ich kończyny . Kawałek po kawałku... Centymetr po centymetrze. W całym domu słychać było ich krzyki, lecz on nic sobie z nich nie robił. Co więcej bawiło go to. Krew była wszędzie nie wspominając o kawałkach ciała. Wokół roznosił się zapach świeżego mięsa... Skończył dopiero gdy oboje byli martwi.
Wszedł do łazienki obmył twarz i ręce tak aby usunąć z nich szkarłatne plamy . Następnie zalał cały salon benzyną i podpalił. Po kilku minutach napawania się swoim dziełem wsiadł do pikapa i odjechał z małym Ravenem dumny z siebie i uśmiechnięty jak gdyby nigdy nic.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz